Właśnie wracam z Krakowa. Czekam na pociąg i wolną chwilę postanowiłem wykorzystać na napisanie kilku słów o konwencie.
Trudno mi dokładnie porównywać z Imladrisami sprzed lat, ale odniosłem wrażenie, że był nieco bardziej kameralny, niż te dawne. To oczywiscie nie zarzut, tylko opis wrażenia. Niemniej na spotkaniach trzech bloków programowych było sporo ludzi, Games Room był wypełniony, na korytarzach widać było uczestników. Być może chodzi o w sumie niewielką szkołę?
Było sympatycznie. Instynkt starego trolla konwentowego dał o sobie znać od razu, zabezpieczyłem legowisko w rogu sali gimnastycznej i mogłem ruszyć na łowy. Prawdziwą przyjemnością było spotkanie znajomych sprzed lat. Ludzie, stara gwardia nie starzeje się! My po prostu łapiemy kolejne levele! 😉
Program był naprawde fajny. Osobiście brałem udział w dwóch panelach autorskich i w niczym nie przeszkodził fakt, że na jednym zabrakło prowadzącego. Pod światłym przywództwem Andrzeja Pilipiuka dalismy sobie radę sami, prowadząc ciekawą dyskusję.

Panel dyskusyjny. Wyglądamy jak męskie kółko różańcowe pod światłym przywództwem ojca Andrzeja. Fot. Marek Pawelec.
Oczywiście program to nie wszystko. Wieczorne atrakcje i rozmowy przy piwie w konwentowym pubie BarOn były jakością samą w sobie. Miałem okazję wreszcie nieco dłużej porozmawiać z Krzyśkiem Bilińskim, właścicielem Wydawnictwa IX, Grzegorzem Gajkiem, czy Witkiem Jabłońskim.
W niedzielę poprowadziłem spotkanie autorskie, na którym zaprezentowałem powieść, historię publikacji oraz plany na przyszłość, których kilka mam w zanadrzu. Kto zechciał przyjść, ten wie więcej. Oczywiście była mowa o trzecim tomie i pracy moich niezastąpionych grafików, Anny i Pawła. Dzięki nim, prezentacja z rzutnika była o wiele ciekawsza!
Konwenty mają to do siebie, że zawsze wydają się za krótkie. Może to i dobrze. Dzieki temu już czekam na kolejną edycję Imladrisu.

Spotkanie autorskie, Siekierski na ścianie, ja wygladam, jakbym trzymał w dłoniach duży, niewidzialny pentagram. 😉 Fot. Krzysztof „Korsarz” Biliński.